Zachodni kurort. Supermarket.
Seniorów brak. Jest za to istny
wysyp pędraków i ich matek,
pań o, najczęściej, egzotycznych
licach. Przed sobą gładko toczą
żłobek na kółkach, wypasiony,
z tyłu - z herkulesową mocą
ciągną zakupy z uwieszonym
balastem ciał. Słodki bóg wojny
znika z regałów, jak kamfora...
Fragmenty jego szat dostojnych
lądują w marchwi, w pomidorach
lub w kiwi. Macho, przed witryną,
wachlarzem z bonów studzą psyche,
wierząc, że czas przemienią w wino,
fajki, browary i marychę -
naparstek szczęścia. Autochtoni
nie dzielą się frustracją z nikim.
Wolą kranówkę pić niż tonik
i piec na blasze podpłomyki.
Dodane przez jacekjozefczyk
dnia 17.11.2024 08:35 ˇ
5 Komentarzy ·
170 Czytań ·
|