|
Uczyliśmy się nie odwracać wzroku, ale patrzeć przez to jak przez oko cyklonu.
"Oko cyklonu" ze staro nordyckiego vindr (wiatr) auga (oko) oznacza okno i odnosi się do oka będącego oknem na duszę.
I.
Mam znowu dziwne sny.
Tym razem jesteś na przodzie, kroczysz po krawędzi kościsto białego piasku.
Okrążamy obwód jeszcze raz.
Przypomina mi to ścieżkę, którą wyznaczyliśmy wokół jeziora macierzystego u stóp Góry Kajlas.
Byliśmy wtedy wierzącymi pielgrzymami - całując dłonie,
usta, stopy, ziemię i niebo od nowa - podążając jatra dla mocy,
by usunąć iluzję oddzielającą nas od bogów.
Piasek rozpuszcza się jak cukier-puder wznoszący się w małych, opadających pagórkach,
poruszających się, zwalniających, tonących.
Boję się zamknąć oczy.
Boję się spać.
II.
Minęło prawie sześć miesięcy, odkąd policjant z krótkim ołówkiem i podkładką
do pisania z klipsem, powiedział, że albo sama wrócisz do domu,
albo znajdą twoje ciało w śmietniku.
W tym śnie wpatruję się w tył twojej głowy.
Twoje długie, jedwabiste, pachnące włosy.
Ile godzin spędziłem przy ich rozplątywaniu, rozczesywaniu, rozpuszczaniu - nitka po nitce.
Stałem za tobą cały ten czas. Kułaś się na małym, niebieskim krzesełku,
na kwarantannie,
na podwórku.
Jak dotarliśmy od dziecięcych krzesełek do świętego jeziora w Tybecie?
Jak łatwo nie docenić mocy tego, co jest za nami.
Idę śladem twojego długiego, giętkiego grzbietu. Gabinet osobliwości rozciąga się
wzdłuż kręgosłupa, śpi tam, mieszka tam.
Dokładnie tam.
III.
Czasami się poddaję.
Pozwalam sobie poczuć świat bez ciebie,
jak bywa w nim cicho.
Zupełnie jak w tej rozjarzonej zapałką
jaskini, którą znaleźliśmy wewnątrz Kajlas; jej zapomniane łono.
Wewnątrz pojawiły się kryształy, przydymione sadzą z płomieni rozniecanych patyczkami.
Bezrękie naczynia w kształcie jonów stały w rzędach na kamiennym ołtarzu, czekając stulecia na mleko.
Tu - nachylona, przysiadająca plecami do mnie - zajmowałaś się czymś szamańskim.
Delikatne pętle całowały powietrze, przywołując istoty zza nieznanych kurtyn.
To tam powstały przed tobą
brązowookie kobiety
w znoszonych Levisach,
o twoich włosach, ustach, z opuszkami palców oprószonych słodyczą dziecinności,
z kuchni, gdy byłaś mała, stojąc na niebieskim krzesełku, przesiewałaś cukier-puder opylając
świeżo usmażone faworki.
IV.
Miesiące, lata później, wciąż śnię o nas.
Patrzę z wysokiego, samotnego miejsca - na odległy brzeg jeziora.
Znów cień sylwetki, jak twojej spacerował po wilgotnym molu.
Przyciągałaś.
Odpychasz.
Przypływ i odpływ od dawien dawna wyżłabiał brzegi i kobiety w nicość.
Wiesz, że cię widzę. I kładziesz tą wiedzę na moim umyśle,
warstwę po warstwie jak cienkie cebulowe płatki wokół
środka, którego nie ma - gdy wszystkie płatki są obrane.
Środek istnieje dzięki temu, co go otacza - jak sedno, które istniało między nami,
nie znajdę cię wracając do początku.
Chcesz mnie dosięgnąć?
Śnij powoli, najwolniej jak się da.
Wyczuj to, czego nie można zobaczyć, nie można powiedzieć.
Przedsłowną wiedzę, zarchiwizowaną w kościach, wysypaną
luzem, bo wędrowaliśmy przez lata, całe życia,
wokół przesuwającej się obwodnicy, aż to, co wyglądało
jak cukier, smakowało jak sól.
Podczas gdy nasi przodkowie spali na grobach własnych przodków,
śniąc - my uczyliśmy się najtrudniejszego z zawodów -
jak nie odwracać wzroku - ale patrzeć
wystarczająco długo - byśmy mogli
patrzeć przez to - jak przez okno - jak przez
oko cyklonu.
Dodane przez RCN
dnia 15.09.2024 01:04 ˇ
3 Komentarzy ·
328 Czytań ·
|
|