Rok dwa trzy na werandzie podziemnego miasta.
Jawi się serce ciepłe, a twarz w bezruchu blada.
Tam-tam, siedzi poza dachem w śniegu
moja ukochana
tam-tam, moja ukochana miłość, gniew i gorycz.
Rok dwa trzy, na werandzie podziemnego miasta.
Jawi, się duszyczka, zbiera kawałki serca,
malutka czarna łatka na białej koszuli,
malutki koniec świata, już prawie Julii.
Tam gdzie czas już dawno zamarzł,
jawi się ciepło nóżki, rączki i uszka.
Zawitałem i wyrzucony z powrotem,
na skwar, tak potem o tym myślałem.
Dodane przez Liu-Wolf
dnia 18.04.2024 14:30 ˇ
2 Komentarzy ·
175 Czytań ·
|