Martwe ptaki spadają deszczem,
później szklą się na betonie
niczym rozdeptane pochodnie.
Krzywą kreską naznaczone uliczki
giną w mroku nieżyjących latarń,
Zmurszałe fasady budynków kryją
pustkę za szklanymi kratami okien.
Księżyc nigdy nie świeci, pożarty
przez wygłodniałe kundle, przemykające
na palcach po bruzdach pustych chodników.
Echo milczy, nadaremnie czekając
na ciężkie kroki, zresztą te ostatecznie umilkły
wraz z ostatnim krzykiem.
Martwe ptaki szykują się do odlotu.
Dodane przez Wierszopis
dnia 07.03.2024 08:57 ˇ
2 Komentarzy ·
164 Czytań ·
|