Późnym wieczorem
spotkałem mesjasza zagubionego
na obrzeżach miasta.
Drżał w strugach deszczu,
bezsilny wobec szarych ulic,
ciemnych okien, bezlistnych drzew
rozkołysanych szaleństwem wiatru.
Przez kilka chwil staliśmy razem,
milcząc. On nie pytał, ja nie odpowiadałem.
Ostatecznie odszedł w kierunku wzgórza,
brudną plamą majaczącego za ostatnim
rzędem wygasłych latarń.
Tuż koło domu czekał szatan,
uśmiechnął się wyciągając rękę na powitanie.
Zmrużył oczy, aby przygasić ognie,
zresztą może i był krótkowidzem.
Wyszeptał: Nie ma piekła,
śpij spokojnie synu człowieczy.
Dodane przez Wierszopis
dnia 21.02.2024 23:07 ˇ
3 Komentarzy ·
219 Czytań ·
|