Rano słońce nawet nie próbuje tam wchodzić.
To świat Armaniego, gdzie docierają tylko miękkie buciki,
a stukot marmurowych płyt pod arkadami ucisza
wszędobylskie koty. Walczące o syty poranek.
Espresso zalewa czarną tonią ozdobne filiżanki,
niknące w naszych rozgadanych dłoniach.
Dzwonek roweru odsłania głęboką czerwień
obcasów jadącej dziewczyny. Gaśnie
cień, cieknący po bruku śladami bezużytecznych już
bolońskich wież. Zdobywamy je z wiarą, że uniesiosą nas
w przestrzeń porysowaną stadami gołębi. I madonnami,
tronującymi na średniowiecznych deskach.
Nadciąga zmierzch, arkady płoną witrynami
sukien Versace, tęczami krawatów Zegna.
Czas nocnych zjaw na materacach. Kubeczków marzeń
o małym pieniążku i wielkiej zupie. Tu mówią o niej: minestrone.
Ona i on. Ciepły wieczór zamknięty pod dachami sklepień.
Brudne, koślawe stopy świętych od Caravaggia wystają
spod szarego płótna. Ecce homo z kawałkiem pizzy.
Położyliśmy ją, przechodząc. Tak, żeby nie dopadły jej koty.
Dodane przez Vic51
dnia 07.11.2023 20:28 ˇ
8 Komentarzy ·
386 Czytań ·
|