Każdy dzień przypomina zawsze ten poprzedni.
Wałęsa się po mieście, jak dziecko niczyje,
próbując czytać przyszłość z siatki ciemnych żyłek
mokrych liści leżących na błyszczącej jezdni.
Na tablicy ogłoszeń przed supermarketem
furkoczą chorągiewki świeżych nekrologów.
Błądzą dusze umarłych, które wciąż nie mogą
oderwać się od ziemi i cicho odlecieć.
Twarze ludzi, jak stemple, niedbale odbite
na rachunkach sumienia, ciągle do zapłaty.
Mijają się w skupieniu, by z oczu nie stracić
swoich marzeń, gdy tłumy wypełnią ulice.
Opodal rumowisko kamiennej pustyni.
Na miejscu starych ruder kipi plac budowy,
uli wielkich parkingów i nowych blokowisk.
Szkielet starej kapliczki ciągle sterczy przy nich.
Oprócz murów i dachu, niewiele zostało.
Potłuczone kawałki dziesięciu tabliczek
będą leżeć wśród gruzu i tak długo milczeć,
póki ktoś ich nie znajdzie i nie złoży w całość.
|