Mój luby odchodzi, nie odchodź pozostań,
Za szybko, za prędko nie chcę się rozstać.
Ptak już nie śpiewa, z deszczem łzy leję,
nie umiem już tańczyć, ni się nie śmieje.
Każdy dzień cały, godzina minuta,
jest jak stracona dla muzyka nuta.
Nie umiem być sama, bez Ciebie nie mogę,
rozpętałeś me piekło, zapędziłeś w trwogę.
Zdrada jak nóż przeszyła me serce,
lecz w nim na zawsze , kochać Cię będę wielce.
Jutro, pojutrze może do mnie wrócisz?
Może i Tobie jest źle i za mną się smucisz.
Jeśli tylko zechcesz, wybaczyć potrafię,
ukorzysz, pokażesz że tęskno i kochasz,
pokaz mi łzy, że choć trochę szlochasz.
Będzie cudownie, wszystko się ułoży,
tam ołtarz już czeka i obrączkę włożysz.
Choć ta obrączka nie mi przeznaczona,
o ja nieszczęsna, nie ja Twoja żona...
Ona zabrała mi mego kochanka,
bezduszna, w sidła wzięła baranka.
Spędziła z Tobą dwie krótkie chwilę,
rzuciła urok i nie licząc ile,
krzywdy i smutku wyrządzić zdołała,
nie patrzyła na nic, się nie oglądała.
Lecz zemsta słodka jak karma wraca,
nic jej teraz nie wychodzi, ni dom ni praca,
Każdy ją palcem wytyka i wskaże,
że choć piękna i młoda, powinna poddać się karze.
Dziecko w jej łonie na świat przyjdzie w lecie,
a z nią mój luby owinie je w kwiecie.
Ocalić ją chciał by nie płakała,
i oby wieś cała z niej się nie śmiała,
że dziecko bez ojca chowane zostanie,
on obiecał że przy niej zostanie.
I tak to właśnie zostałam ja... sama...
Smutna bez życia, bez chęci i nóż w mojej pięści.
Rękojeść gotowa by to zakończyć,
czy skakać z mostu, to mnie wykończy.
Każda kolejna sekunda, minuta,
trudna jest, straszna jest i nie chce tutaj,
pozostać z wami przy życiu cała,
wole zasnąć, będę już spala.
Może choć na grób przyjdziesz odwiedzisz,
popatrzysz i przy mnie chwilkę posiedzisz.
Tak ma na zawsze już nam pozostać,
Ty jesteś z nią, a ja obca postać.
|