Wypełniasz mi słońcem synaps korowody.
Galopuje serce pod pnia mózgu wodzą
I z ściskiem trzewia krew wynoszą do głowy.
Smakiem pocałunku spierzchłe wargi rodzą
nierozerwalną więź, tkaną słodką nicią.
Wpełzłaś we mnie żywą, niegojącą raną.
Rozchyliły tę ranę skrzydlate rzęsy
I oczy magią lasu - szklący liści błysk.
Wyrywasz szeptami tchu kolejne kęsy
Podsycając erupcję... z ust miłosny list.
Szaleńcze zmysły czuciem przywodzą dłonie.
W fałdach między palcami płonie rumieniec.
Barwią się na różowo jedwabiu fale
Oblane anglezami, ognistym morzem
A pulsujące piersi w namiętnym szale
Guziczkami tną wargi, uch...żądzy nożem.
Pagórki doliny - och słodko drżące...
A we mnie kamieniami milczące mury.
Szarym przytłaczają masywem źrenice.
Chwila moment... jakiś konwój, widok mary.
Jak orszak żałobny kłębią się stronice
Wyrwanych, jałowych kartek z kalendarzy.
Od lat głazy ciążą, zgarbione neurony.
Obraz bez kochanki, pejzaże bez żony.
Dodane przez Pablo Aporia
dnia 07.06.2023 21:58 ˇ
14 Komentarzy ·
368 Czytań ·
|