spod cienkiej płachty ziemi wyjrzał twardy kamień
zleżałych gnatów stworzeń sprzed wszystkich potopów
przeżarty gorzką solą dawnych oceanów
rozwijał pod chmurami spękany kręgosłup
kły szczytów chciały chwycić poranne promienie
i nad wietrznym pustkowiem na chwilę zatrzymać
kiedy ciepłym łożyskiem otulone brzemię
dzikich ziaren pęczniało w ciemnych rozpadlinach
przebiły mgłę nad sobą i ujrzały oko
niebieskiej tajemnicy wśród wiecznych bezdroży
które jeśli pozwala skałom życie począć
musi także dać siłę żeby je urodzić
|