jak posąg chłopca w berecie, z utrąconymi rękami.
Ubiegłoroczna trawa schnie, wzrasta w spętane kolana i
słychać, jak trzeszczą nici rdzawego mundurka. Szczeliny
zielonookie w ulicy, szumy w głębi kanałów; nieco przejęci tkwimy
tutaj, czekając na transmisję, drzwi w kuchni mamy uchylone -
stacja wzmacniania nęcących odgłosów. W tamtą stronę
poszedł dziś transport resztek w worku z folii -
po posiłkach, po rannym rytuale pustym, pełnym woni
pasty do zębów i kawy. Innym, ciągle adresowanym od nowa,
wkrótce będziemy już sami: ty, ja, kilka toreb, pokurczona mowa.
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
1508 Czytań ·
|