Zimny prąd objął dłonie i sięgnął ramienia.
Potok pryskał kroplami najczystszego życia,
chłoniętego przez skórę wysuszoną wiatrem.
Kipiał pod kamieniami i w kryształ się zmieniał,
żeby przy brzegu toczyć wody niemal gładkie,
gdy nurt bijący w skały pienił się i syczał.
Krótkie chwile ginęły niesione na falach,
a strumień się wydawał żyjącą istotą
gadającą do siebie, lecz któż zna jej język?
Chyba ten, kto w tym miejscu własny świat odnalazł
i kiedy oczy zamknął, poczuł się pomiędzy
cichą ziemią a niebem. Obok płynął potok.
|