Lipiec napęczniał nagle, znieruchomiał.
Pot perli się na wszystkim: na liściach kapusty,
na rynnie, w końcu nawet na resztce powietrza;
tynki nabierają wilgotnych rumieńców.
Sen wypadł z obiegu. Dopiero nad ranem
chłód budzi się pod podłogą, przywiera do ściany
i wspina się po niej jak ślimak. Akwarium
prawie już nie oddycha, ciemnieje i cuchnie.
Marnieją strąki w ogrodzie, fasoli i grochu,
telewizory w mieszkaniach krztuszą się i gasną;
z rozmów przestaje cokolwiek wynikać.
Zaś burze? Cóż, niczym gęsi przemierzają niebo,
dbając jedynie o miarę w odstępach.
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
1529 Czytań ·
|