na starym niebie wypłowiał atrament
bo wszystko było dawno temu albo
nie wydarzyło się naprawdę wcale
zmyślone w ciszy o świcie przepadło
w okno zastukał zakrzywiony konar
jak kostur dziada do drzwi gospodarza
a potem znowu na deszcz sobie polazł
który na szybach cały świat rozmazał
w łachmanach liści sczerniałe szkielety
królowych wiosny szpetnych po przekwicie
hic transit gloria z pluskiem rynną leci
natrętną frazą wieczny moralitet
nic więcej dodać i nic więcej ująć
gdy przeszłe lato pisze swój testament
zanim okryte śmiertelną koszulą
śniegu nie zmieni się w grobowy kamień
|