Józefowi Burlewiczowi
Latałem kiedyś nad tym miastem
z zielonym wzgórzem i wąskimi uliczkami.
Pijany Bachus prowadzał mnie pod rękę,
z Mozartem i z wróblami w zawody,
przez liście kasztanów, zaglądaliśmy
do nieba. Olśniewało granatem obrazów
Burlewicza. W nich zamknięty był ptak
bez prawa do odlotu. Czekaliśmy,
ścigając się z synami na rowerach.
Któregoś dnia wylegliśmy na obudzone place,
nad katedrą fruwały anioły i dziś nie wiem,
dlaczego tak wiele z nich połamało skrzydła.
I był teatr radosny i smutny niekiedy,
jak czas, gdy pod stopami hufców giną
fortece przeszłości, a kolibry nie nadążają
z lotem nad polami kwiatów. Wędrowałem
później szerokimi ulicami świata, jak ptak,
który odchodzi i wraca, przysiada
na zielonym wzgórzu i pije sok
z niedojrzałych jeszcze winogron.
Dodane przez Vic51
dnia 03.09.2021 21:48 ˇ
12 Komentarzy ·
505 Czytań ·
|