Był właśnie koniec listopada z migreną długich nocy,
bijącą światłem od latarni w zbielały chłodem chodnik.
Możemy chodzić po ulicach i mówić, tylko o czym,
gdy słowa marzną w kłębach pary wśród szronu zimnych ogni?
Bo przecież nawet zwykły spacer jest więcej niż rozmową,
a odgłos podwojonych kroków nabiera nowych znaczeń.
Ich echo w bramach szepcze wiersze, sens których trudno pojąć
przechodniom zapatrzonym w cienie pełznące pustym placem.
Zamknięte sklepy wyśnią baśnie zaczarowanych wystaw.
A my wciąż dalej, choć przymrozek pokąsa nas po rękach.
Na cienki witraż lodu spadnie samotnej gwiazdy iskra.
Jest dla nas: żeby nie zapomnieć i siebie zapamiętać.
|