Chowam się do szafy niepewny jutra,
na wygodny wieszaku oczekuję
równonocy. Wszechobecny kurz
gęstniejąc odmierza upływ czasu.
Szkielety wesoło klekocząc ogłaszają
porę obiadu - marynowane jajo i zupa
ze świeżo otworzonej torebki.
Odbije się czkawką, ale trzeba zaszaleć,
podobno mamy tylko jedno życie.
Według wytrawnych znawców tematu.
Postronni twierdzą, że zrobiło się cieplej,
lecz nie wierzę w żadne zmiany, szczególnie
pomiędzy jesienno - zimowymi kurtkami.
Gdy zapad dzień śpię głębokim snem,
ukołysany w oparach naftaliny.
Dodane przez Wierszopis
dnia 24.07.2021 21:17 ˇ
2 Komentarzy ·
197 Czytań ·
|