zużyty czas umierał i z mrokiem się godził
znikając niepowrotnie za krawędzią zmierzchu
jak kamień pchnięty w otchłań nieprzejrzystej wody
coś przepadło w głębinie i w nicość odeszło
nie pamiętam miesiąca był sierpień lub wrzesień
piliśmy jasny pejzaż jak wytrawne wino
trunek zwietrzał a dawnych kolorów nie wskrzeszę
zapach wiatru znad rzeki na falach odpłynął
słowa wzbiły się lekko na jaskółczych skrzydłach
pofrunęły nad łuską dachówek kamienic
lecz wszystko co mówiłem albo chciałem wyznać
uciekło więc nie zdołam nic dodać i zmienić
|