Ostatni poskramiacz lwów na rejonie
zmarł bezpotomnie, pogrzeb był skromny,
w rogu klatki.
Tuż obok przejścia na trzecią stronę
znormalizowanych wymiarów. Podwórka.
Wszystkie babcie obsiadające partery
rozpaliły pochodnie.
Z wyniosłych pięter sączyły się marsze,
paradoksalnie uspokajające.
Można powiedzieć, odszedł w glorii,
odprowadzany przez lekko zdziwionych
przechodniów.
Samotne lwy zniknęły, niezaprzeczalnie
w blasku zachodzącego słońca.
Dodane przez Wierszopis
dnia 06.07.2021 18:09 ˇ
1 Komentarzy ·
140 Czytań ·
|