Afisz płowiał, przybity nad okienkiem kasy,
wygnano wszystkie barwy z rajskiego ogrodu.
Na dworcu późny wieczór mokrym chłodem zastygł;
oprócz Wenus za szybą, nie było nikogo.
Zasnęła pochylona przy ciemnym ekranie,
na zimnej klawiaturze oparła ramiona.
Rudy warkocz dziewczyny zalśnił niczym żagiew
i w miedzianych refleksach powolutku konał.
Bladą twarz okrył półcień, obraz się wyciszał;
w delikatnym sfumato była jak aksamit.
Dobry sen na paluszkach przyszedł do niej dzisiaj,
który nawet boginiom się zdarza czasami.
|