I. Akomodacja zwłoczna
To było doświadczenie, przeciągnięciem po oczach
odtajałą tundrą i odcieniami przybrzeżnej strefy oceanu.
Nie do przepłukania sędziwym destylatem
z czystą, filtrowaną przez torf duszą,
tej impresji, że porywający się na nią pacykarze,
mogą jedynie wypłakać się w rękaw światła.
II. Kawa na zakładkę
Lubię przy takiej z grubsza popłukanego kubka,
bez kostki brukowej, puścić chmurę większą niż Europa,
ciągłość przechodzenia w niepodzielne końce światła.
Dzisiaj ze świeżo palonym słońcem, płaskowyżem Kaukazu,
na który dochodzi jesień z sygnaturką białych domostw.
III. Powrót do miasta i autoportret z łzą Lucyny Bełtowskiej
Słońce wlewa się w pozostawione na brzegu łódki,
jak oczy pod jednolitym nadprzyrodzonym niebem.
Dalej miasto w ołtarze pod czerwoną karpiówką,
deszcz przebiera kolory akrylu.
Dopiero nocą w uśpionym domu, kropla drążąca kobietę,
weźmie wychodne na spotkanie strat bezpowrotnych.
Dodane przez Grain
dnia 25.12.2020 01:10 ˇ
7 Komentarzy ·
347 Czytań ·
|