Lubię Cię ubraną na czarno, w lenonkach,
w samym środku zimy. W epicentrum mrozu
kamieniejemy i świat się zaczyna potykać,
plecie wątki i robi obejścia. Na kanapie,
w fotelu, w prześcieradle, które o świcie
wywiesisz w oknie, po każdej nocy jestem
bardziej Twój. Repetycje nam służą, oliwa
i wino, światło przepuszczone przez kryształ
próbuje znaleźć ślad i dobrać w całość
elementy. Do miasta wracają Cyganie,
Grecy i Żydzi, z wypraw po złote runo została
im jedynie zaraza, co jest pewnym nadużyciem,
przedłużeniem metafory. Dziś przyjdę i zliżę
z Ciebie sól, będzie w nas pełno przemilczeń.
Dodane przez metys
dnia 16.12.2020 18:22 ˇ
7 Komentarzy ·
501 Czytań ·
|