Młode wiedźmy schowane w kielichach konwalii,
cieszyły się półmrokiem na żywicznych igłach,
kiedy z nieba, od rana, żywy ogień palił,
jakby chciał na dnie puszczy odcisnąć swój stygmat.
Dojrzewały jeżyny, patrząc jak się roją
drobne muszki, lub elfy, tańczące wśród pnączy,
gdy splatały zielone warkocze powojom,
w cichym śnie, który tutaj, nigdy się nie kończy.
W lesie wszystko wyrosło na czarnych popiołach,
złożonych kiedyś ofiar i zwęglonych chramów,
ale teraz, zbyt jasno, nie da się przywołać
dawnych bogów. W ukryciu do zmroku zostaną.
Filigranem pajęczyn zapisano hasło
do krainy żyjącej, kiedy noc zagości.
Trzeba strzec się wieczoru i wśród drzew nie zasnąć,
by na zawsze nie zniknąć w źrenicy ciemności.
|