Ten pejzaż zawsze budzi się po zmierzchu,
ciemne graffiti wypełza na ściany.
Stado latarni, jak co noc, pijanych,
maluje chłodem chodnik na niebiesko.
Jesion pochyla skręcony kręgosłup
nad ławką w parku ze starym menelem,
który się wyśpi, bo sobie pościele,
by pierwszych mrozów na grzbiecie nie poczuć.
Powoli stygnie szorstka skóra tynków,
oślepłe domy udają umarłe.
W krzyżach okiennic drzemie dusza czarnej
nocy nad miastem, gdy ulice milkną.
Przychodzą duchy, tych którzy nie mogą
odejść stąd sami, bo zgubili ścieżkę
albo zostali, gdyż chcą spojrzeć jeszcze
na swoje życie przed najdłuższą drogą.
Ostatnia stacja. Ekspres zaraz zniknie
w mroku za miastem, gdzie przepływa rzeka.
Gasną światełka, choć słychać z daleka,
jak pociąg jedzie po moście na Styksie.
|