Urodzony na strychu, miejscu niejednej
inicjacji, wciąż schodzi w dół, schód
i schód - jak wiadomo syf i na dokładkę
zachwiania poręczy.
Do tego natrętne wizjery łypiące nieprzychylnie
oraz łapczywe oddechy na półpiętrach.
Tam gdzie dociera najbrudniejsze światło
spowite w mgłe szarych okien.
Jeszcze nieśpieszne brzęczenie much
znudzonych nieistotnym kolorem lamperii.
Suchy dotyk ścian spiętrzających się w dom
z najniższych kart i kartek zapisanych
najstarszym pismem analfabetów.
Obiecującym otwarte drzwi klatki
tuż obok koślawych hieroglifów, znaczących
mniej więcej : wampirom też psują się zęby,
bardzo możliwe, że na szczęście.
Lub ku potępieniu dentystów.
Dodane przez Wierszopis
dnia 18.10.2020 19:41 ˇ
3 Komentarzy ·
227 Czytań ·
|