Kiedy czesała nieposłuszne włosy,
pachniały jabłka wyłożone w sieni.
Kocur na progu, jak zwykle, się lenił,
bo sierściuchowi nigdy sjesty dosyć.
Dojrzałe słońce patrzyło przez liście
zdziczałej gruszy, budząc żywy witraż,
gdyż wczesna jesień w barwach lata przyszła,
żeby wrześniowo czarować i błyszczeć.
Na każdy kosmyk dzielony palcami
smutnej dziewczyny, padał ciepły promień,
by pamiętała, że ktoś myśli o niej,
wśród polnych kwiatów, jeszcze nie zerwanych.
Wiatr, który wiedział od dawna o wszystkim,
schował się w krzewach i zapewne drzemie,
lecz dał zawczasu pełne rozgrzeszenie
z ukrytych pragnień i natrętnych myśli.
Sznur gęstych kosów delikatnie okrył
dziewczęcą szyję, jeszcze nie kobiecą.
Zalśnił, gdy jedna z chłodnych planet, świecąc,
puściła oko do niewiast samotnych.
Na piersiach złożył, błyszczące i czarne
sploty. Jak onyks, w świetle jasnej Wenus.
A panna czeka, odda warkocz temu,
który wśród nocy, pierwszy ją odnajdzie.
|