Chodzi po osiedlu naćpany, niebo
mu błogosławi. Właśnie wspina się na most
z pleśniowego sera: stąd łatwiejszy ześlizg.
Tymczasem epidemia rozrasta się jak mgła,
żarłocznie i biało. Biało lśni maseczka ekspedientki,
która podaje mi chesterfieldy mentolowe,
i już mogę odejść. Jak najdalej od centrum. Jak najbliżej
ekranu laptopa. Tylko on powie mi prawdę o zarazie.
Czarny łabędź z Wuhan woduje na Jeziorze Nyskim.
Wystraszeni turyści już tu nie wrócą. Zwinięte namioty,
pusta plaża, ktoś dosypuje przypraw
do szarej codzienności. A tej się nie da skonsumować
gdy wokół szaleje dyskretna telekineza setki naturszczyków.
Przesuwanie warstw powietrza jednym splunięciem;
nad każdym odtrąconym przyjdzie nam gorzko zapłakać.
Wie o tym nawet ten naćpany. Dlatego zasklepia wyrwę
w snach, z wyżyn sprowadza noc.
Gwiazdy sypią się w oczy jak piach.
Dodane przez Roman Rzucidło
dnia 26.04.2020 17:32 ˇ
8 Komentarzy ·
449 Czytań ·
|