Picie herbaty w dobie komputerów
Kanikuła to ów gazownik wciąż zapraszany
na fajf, terapię. Kiedy ulicą pełną kałuż
idzie - jak gdyby w sklepiku wzdłuż półek z trunkami -
do ust napływa mu ocean przez nadmiar piasku
pustynnego. I gdziekolwiek jest, chce wycierać kurz
ścierką namoczoną w swej ślinie, dziwnej substancji,
którą spluwa albo przełyka na widok własny
(w zależności od tego, czy pije bez umiaru,
czy zachowuje wstrzemięźliwość od alkoholu).
Nigdy nie błagał o kufel i kieliszek (o nic),
lecz w domu przyjmuję takich jako dopust boży
(nie trzeba zatem karać go w żaden inny sposób)
i przesuwam kursor, aby pojawiał się napis
"Minimalizuj"... Pierwszym problemem są wiatraki.
Usypiak albo Przeciwieństwo budzika
Z historii wieszcza - który spał częściej i dłużej, niż trzeba,
dzięki czemu śmierć, która myli się raz, uzyskała ciało -
wynika, że jeśli chodzi o upływ czasu, to nie ma
niczego, co moglibyśmy chóralnie nazwać przewagą.
Sądzę, że tym razem Pan Bóg nie przejdzie testów końcowych
(prowadzę je wciąż, nieupoważniony, w imieniu wszystkich
ludzi siadających sempiternami na tronie zimnym)
i będzie zmuszony odwołać się do fauny i flory.
Jesień, zdając egzamin ze swych przemian, bieli mi z wolna,
niewidocznie włosy, jak gdyby korzystała ze ściągi,
którą na oczach całego pedagogicznego grona
pośle innej porze, lecz dopiero kiedy dzwonek rozbrzmi.
Tam, gdzie dochodzą miłosne listy wrzucone do pieca,
sklejam dymem strzępy, linią jeden wielki błąd podkreślam.
Jakkolwiek jest, niewiele mnie to obchodzi albo Lot zgniłego jaja
Tłumaczę każdemu ratownikowi z krzyżem,
że nigdy nie myślę o próbie samobójczej.
Co tu, Panie, ukrywać, w bagnie, w którym żyję
od dawien dawna, bynajmniej nie jest mi już źle.
Mógłbym wydobyć mały palec co najwyżej
(trzymany to w nosie, to w pępku, to znów w dupie)
i mieszaniną własnych i cudzych wydalin
jakieś hermetyczne dziwolągi wciąż tworzyć
na spodach blatów stołów, gdzie li pies zagląda,
na murach i drzwiach olanych przez grafficiarzy
i na brudnych poszwach w najmisterniejsze wzory,
aby - gdy nie będzie mi widać ani włosa -
zachować pozory normalności. Po szybach
żółtko słońca, nieutarte z prochami, spływa.
2019
Dodane przez Krzysztof Bencal
dnia 09.01.2020 19:02 ˇ
0 Komentarzy ·
666 Czytań ·
|