Noc, poza nią ręce ubabrane
po łokcie.
To jeszcze nie krew -szepczą czyjeś usta,
złożone jak do pocałunku.
Pożegnanie na szklanej tafli
boli podobnie do kroków
cichnących za zakrętem słów.
I oczu wypalonych ostatnim mrugnięciem,
chyba nawet ironicznym,
skoro to lepsze niż współczucie.
Zresztą wszystko blaknie, wystarczy przejść
poza rozsypany dzień.
I przynajmniej udawać sen
bez obecności.
Wsiąkła, przed przelaniem - szepczą te usta,
już nienazywane.
Dodane przez Wierszopis
dnia 22.06.2019 16:14 ˇ
3 Komentarzy ·
403 Czytań ·
|