To miał być Stambuł, port full wypas,
i miękkie międzylądowanie,
a była gigantyczna lipa,
czy raczej krzaki, Chryste Panie,
rudej leszczyny. Z lewej, z prawej,
ściany wąwozu. Pilot przymuł
nie pisnął ani słówka nawet,
dlaczego tu i teraz. Z tyłu
siedem trzy siedem pierdyknięcie.
Złom toczy się jak lump nad ranem.
Już pogodziłem się z zaśnięciem,
a gawiedź klaszcze! Co jest grane?
A to, że w ichnim wygwizdowie,
który trafunkiem wybrał burak,
ważniejszą niźli moje zdrowie,
była o cent tańsza bajura.
Dodane przez jacekjozefczyk
dnia 24.11.2018 23:51 ˇ
10 Komentarzy ·
823 Czytań ·
|