W okruchach codziennej karmy
jest kilka śladów nadziei, kilka słów,
którą błyszczą w uśmiechu manekinów
i jeszcze odłamki duszy,
zaklętej w zwierciadła, oczy
wokoło, wszędzie, przyprawiają łagodną pogardą,
solą sztucznych pereł, może łez,
lecz raczej ucieczek przed kolejnym zaprzeczeniem,
przed sakramentem, hostią nienawiści,
twardą skałą chleba o smaku wieczności,
kolejne kęsy kradną tylko oddech, szepcze ciemność,
słodki smak rozkładu nie budzi już nawet snów
Okruchy półzdarzeń już dawno
zaległy na dnie morza, pośród
resztek kości trwa dziwna uczta
mgieł nad zgliszczami uczuć,
i nie można uciec, ani odejść
od nieodpowiednio okrągłego stołu,
tylko gwoździe coraz głębiej, coraz dalej
na ścieżkach skrwawionych przeszłością
cienie krzyży, lecz nie zmartwychwstania,
zbyt późna spowiedź rodzi jedynie zdziwienie
posągów na wysokiej górze
Z okruchów dobiegają dziwne piski,
jakby konanie, daremna modlitwa
nieznacznie smuci słońce.
Dodane przez ido1977
dnia 14.09.2018 17:34 ˇ
6 Komentarzy ·
660 Czytań ·
|