Nie marzę o tym, by żyć z tobą.
Marzę, by skończyć wszystko pchnięciem twojej dłoni.
By ostrze tnące linie mego życia
oplatały twoje białe palce.
By ostatnie informacje
z zakończeń nerwowych,
mówiły o dotyku twego ciała.
By wiodący zmysł
dostarczał jedynie obraz twej twarzy:
nienawistnej, radosnej, zrozpaczonej
-bez znaczenia- byle twojej.
Bym usłyszał słodki ton twego głosu,
choćby opatrzony w zupełną do mnie odrazę.
-Byle brzmiał.
Klnij, depcz, bij do utraty zmysłów, pluj w twarz.
-Byle ślina była twoja..
Przekręć ostrze w sposób najbardziej bolesny,
ból sprawiany przez ciebie niesie więcej ukojenia,
niż niewyczerpana czułość wszystkich istot ludzkich..
Niech ulatująca - przez twą ręką otwarte przejście - dusza
otrze się o twoją skórę,
muśnie delikatne owłosienie przedramienia,
obejmie czerń źrenic,
wchłonie woń kruczoczarnych włosów.
Niech ostatnie słabe impulsy z ciała
dają znać, że rząd wilgotnych od śliny,
białych jak kość słoniowa zębów
zatapia się w mym gardle,
że ciepły język chaotycznie miotany twoją wolą,
zagarnia krew i miesza ją z gęstą ustną wydzieliną
-sok mej śmierci - wpływa w głąb twego ciała.
Gdy moje będzie już pustą skorupą:
płacz, drwij, śmiej się.
Niech twój umysł i ciało zniszczą moje.
Tłucz je, gryź, drap do krwi - co zechcesz.
Mam tylko jedną prośbę
-zniszcz moje ciało swoim.
Niczym innym.
Niech twoje małe kościste piąstki opadają na mój tors,
jak grad na bezbronne dziecko.
Niech końce twych bladych palców
odsłonią mięso pod mą skórą.
Stań boso swą zgrabną stopą na mej twarzy
i skacz! Depcz! Miażdż!
Aż z zawartości czaszki powstanie kałuża.
|