W szkole cieszyłem się zachowaniem wzorowym.
Byłem dzieckiem naprawdę bardzo ułożonym.
Lubiłem, jednakże, bawić się petardami,
Choć podobno groziło to w nocy sikami.
Pewnego dnia odbył się odpust parafialny,
Połączony z pogańskim paleniem marzanny.
Nasz farosz był po prostu bardzo liberalny
Oraz rozgrzeszał nawet stosunek analny.
Najprawdopodobniej sam takowy uprawiał
Oraz sobie samemu się z tego spowiadał.
Głównym moim celem było kupno achtungów,
Zazwyczaj sprzedawanych przez jakichś cyganów.
Michał, który wyglądał na nieco starszego,
Zakupił za dychę achtunga czerwonego.
Planowaliśmy schować go do mąki w paczce
Oraz zdetonować na polu w starej taczce.
W drodze do sklepu spotkaliśmy jednak Stasia -
- Chłopaka z porażeniem. Dręczyła go klasa.
Stasiowi można było niemal wszystko kazać,
A on w ogóle nie zamierzał protestować.
Michał polecił mu iść z nami na pole,
A także zajadać po drodze z paczki mąkę.
Sam natomiast pobiegł do domu do piwnicy
I pomimo narastającej szybko hicy,
Wrócił czym prędzej wraz z pudełkiem tekturowym,
Jak się okazało, gwoździami wypełnionym.
Michał włożył achtunga do tego pudełka.
Następnie, obiecując Stasiowi cukierka,
Kazał stać obok, by zobaczyć, co się stanie
Zacząłem przeczuwać, że dostaniemy lanie.
Podpaliliśmy lont. Daleko uciekliśmy.
Żadnego huku jednak nie usłyszeliśmy.
Staś stał wciąż obok paczki z achtungiem posłusznie
Oraz bąki puszczał ochoczo i radośnie.
Nie satysfakcjonował nas ten rozwój wydarzeń.
Nic jednak nie miało się obejść bez oparzeń.
Michał podniósł paczkę i gdy chciał lont wygrzebać,
Stała się rzecz straszna i zacząłem uciekać.
Achtung eksplodował, rozrywając pudełko
Gwoździe podziurawiły Michała jak sitko.
Chłopak przewrócił się nieprzytomny na ziemię,
Po tym jak przemieścił się cztery kroki chwiejnie.
Gwoździe wbiły się w policzki i gałki oczne
Wiele z nich wstrzeliło się też w klatkę i krocze.
Jedna z jego dłoni zwisała poszarpana.
Jego krzyk poraził mnie niczym dobra zmiana.
Michał wylądował w szpitalu w ciężkim stanie,
A ja byłem już pewien, że czeka mnie lanie.
Michał przeszedł bardzo poważną operację.
Niemal dojechał na ostatnią w życiu stację.
Chłop reanimowany w operacji toku,
Prawdopodobnie nie miał już odzyskać wzroku.
Gwoździe wyciągano przez godzin kilkanaście.
Lekarz usunął też jądra, mówiąc: "No właśnie!"
Staś nie odniósł obrażeń, tylko się wystraszył.
Gdy uciekłem, niedoszłego oprawcę gasił.
We wszystkich kierunkach trzęsły się moje portki.
Ojciec przyniósł z piwnicy plastikowe worki.
W końcu wyciągnął stary kabel od żelazka.
Rzucił mnie na podłogę, tam gdzie była płaska.
Potem zaczął tłuc mnie kablem po całym ciele.
Krwiaków i blizn pozostało mi bardzo wiele.
Dostawałem na oślep po głowie i nerkach.
Wybił ze mnie myśli o wszelkich fajerwerkach.
Kiedy rozebrałem się przed WF-em w szatni,
Zyskałem szacunek pośród chłopięcej matni.
Zwany byłem jak z "Kamieni na szaniec" Rudy,
Natomiast Michał zyskał pseudonim Strzałowy.
Nigdy już jednak nie ujrzał ze szkoły chłopców,
A aspirowali do miana narodowców.
Liberalny farosz za nimi nie przepadał
I do jednego z nich złośliwie się przystawiał.
Każdego po kolei do zakrystii zaciągał.
Robił to z czego tylko sobie się spowiadał.
Michał później też jego ofiarą został.
Wniebowzięty farosz sam siebiego chłostał
Podejrzałem farosza przez okna plebanii,
Otoczonego zmartwionymi gosposiami.
Po nagu zmywały krew ze ścian i podłogi.
Przedziwne, że nie wyrosły mu jeszcze rogi.
Historię tą można by ciągnąć w nieskończoność,
Lecz w końcu straciłbym ze zmysłami znajomość.
Fajerwerki są wynalazkiem bardzo niebezpiecznym
Ale nie, jak w przypadku farosza - odwiecznym.
Dodane przez Pavlokox
dnia 21.07.2018 08:24 ˇ
7 Komentarzy ·
532 Czytań ·
|