Oszołomiona leżała na bruku przed garażem. Chyba uderzyła w szybę. Żółto-czarna, bezradna. Poranny budzik, zwiastun dnia.
- Trzymaj, niech jej nie zje! - Usłyszałem za plecami.
- No, kotunia, wróble i szpaki są twoje, ale wilgi, jaskółki i nietoperze są w naszej bandzie.
W oczach kota nie było zrozumienia.
Odzyskiwała przytomność w twardej, motocyklowej rękawicy. Gdy urodziła się na nowo, podrzuciłem ją z całej siły do góry, w błękit nieba.
Spadając zatrzepotała skrzydłami. Udało się. Odfrunęła, po chwili wróciła, zataczając nad nami krąg, jakby w podzięce, i odleciała w zieloną gęstwinę pobliskich drzew.
O świcie piję kawę. Mży. Śpiew w oddali. Może to ona.
Dodane przez pan_ruina
dnia 22.06.2018 06:39 ˇ
8 Komentarzy ·
714 Czytań ·
|