dziś jadę
tam gdzie cienie rąk
troska rodzicielska
ślady stóp
ogrzewają spód moich nóg
ostateczna kropka cmentarna
impuls do mózgu
... gdyby nie Oni ...
ogniwkiem następnym ja
oczy napawam karmię ducha
wpatruję się w drzwi do ciemności
rozjaśniam płomykiem żywym kwiatem
odżywa uśmiech
spod nagrobnego krzyża
ciepłe słowa koją tęsknotę
racuszki z herbatką
słodzone matczyną czułością
mają szczególny smak
krople deszczu
sprowadziły mnie
do teraźniejszości
wracamy do domu
zaczyna padać
a może to łzy rozczulonego świata
nad przemijaniem
a ONI wciąż uśmiechnięci
żegnają nas
|