I znowu,
ta sama twarz i te same dłonie,
palce w zakamarkach myśli, w oczach
ołtarze łez zbyt martwych na pamięć,
lecz jednak ściany szepczą
w ciszy psalmy oskarżeń
i nie ma ucieczki, nie ma
nic, prócz cieni szkieletów,
które pełzną znowu
z otwartej przypadkiem szafy
I jeszcze,
uwięziony w niemocy własnych dłoni,
z zaklętym w podłodze spojrzeniem
budzę krzyże o zbyt długich ramionach,
jakby nie dość było jednej drogi
i jednego tylko zmartwychwstania,
łudzę się pieszczotą zbawienia
jeszcze, zanim cienie
pożrą ostatni okruszek nadziei
I więcej,
coraz więcej rozumiem, lecz nie wszystko,
dlaczego skronie krzyczą od uścisku kolan?
W nieodpowiednio okrągłym świecie
wszystko ma jakieś krawędzie:
stół, okno, kartka, łóżko,
nawet oddech posiada swój brzeg
i tylko kropka na końcu
jest dość idealna.
Dodane przez ido1977
dnia 16.04.2018 22:19 ˇ
4 Komentarzy ·
786 Czytań ·
|