ostatni skrawek słońca znika za horyzontem
zabłąkany ptak jak strzała
wpada w liście dzikiego wina
niedzielne myśli okryte świąteczną szatą
patrzą w dal żałują tego co odeszło
na pobliskim drzewie złamaną gałęzią porusza wiatr
witam drewnianą ławkę zmęczonym oddechem
gładka powierzchnia stawu obrośnięta liliami
woda znaczona iskierkami gwiazd
cień wtoczył się na wierzchołek wierzby
wytarta z zieleni łąka pozbawiona wiary
z mgłą wygląda jak zjawa
obudzi się rankiem okryta kolorem
zadziwi kropelkami roziskrzonej rosy
idę w stronę domu z pragnieniem by szybko zasnąć
może kiedyś uporam się z tym co w sobie noszę
noc ciemna - wyrażam jej wdzięczność
nikt nie widzi łez które obrysowują kontury twarzy
w stronę nieba kieruję ojcze nasz z prośbą o spokój w ojczyźnie
najświetszą panienkę błagam o zgodę w rodzinie
wierzę w Boga - to czas aby gniew nie nawiedzał serca
dziesięć przykazań przypomina by wyprowadzić zło z myśli
na schodkach cichy głos
mamo martwiłam się - proszę
nigdy nie wychodź nocą sama
wtula mnie w ramiona -
w takiej chwili słyszę jak miłość śpiewa
szczęście na kamiennych schodkach
Dodane przez Irena Plucińska
dnia 29.12.2017 18:38 ˇ
7 Komentarzy ·
563 Czytań ·
|