Pędzi wicher, dźwięczą podkowy,
Oto jedzie mistrz, zwycięzca,
Jemu pokłon oddadzą Romanowów syny,
W nocy mrocznej okowach, snem zamroczona,
Wychyla z okna samotna starcza twarz,
Lecz jakem ujrzała jeźdźca , takem pada martwa,
Lecz cóż to się stało jeźdźcu, że go własna matka,
Strachem wita, przecie on młody, piękny i powabny,
Nie to przed wielu laty tak było, teraz lat trzynaście mija,
Odkąd dom rodzinny zostawił w tyle i dla ojczyzny ratowania,
Za szablę chwycił i kosy nie szczędził,
Takem losu kolej, wojna była przeminęła a co zabrała,
Tego nie odda,
Jeździec w ciszy podjeżdża pod odrzwia, kaptur spada,
Oto twarz potępieńca ukazuje się w sierpa świetle,
Bladolice, posępne spojrzenia rzuca, na dawny swój dom ,
Lecz to już nie jego, to nie jego ojciec ani matka,
Nie jego ziemia nie to wszystko nowych mocodawców ziemie,
Przeto już lat sześć upłynęło odkąd w grobie leży, pochowany w dawnych wrogów stolicy,
Gdzie prawem car a lud niczym marionetki na każdy ruch swój mają baczenie,
A mimo to dalej nieczuły na świata tego zmory, kroki swe kieruje ku najmniejszemu pokojowi, gdzie w łóżeczku małym dziecina śpi,
Skrzypi podłoga, dziecię oko swe odkrywa i patrzy a tam duch,
Lecz się go nie boi, bo widzi duszy pięknej obraz a nie to co obca siła zostawiła,
Rzecze upiora: pamiętaj kto tu przed tobą mieszkał i o co walczył.
Dziecię się uśmiecha i dmucha, a upiora sama niczym wiatrem smagana rozwiewa się,
Bo oto minęła upiorów godzina i nowy dzień świta.
Dodane przez kostoteles
dnia 13.11.2017 23:27 ˇ
11 Komentarzy ·
644 Czytań ·
|