Dzień rozpoczął się od płaczu dziecka,
błękit przesuwał się nad blokami jak dynamit,
jak ebonitowa kość, kiść lodu.
Odniosłem wrażenie, że czyjaś twarz
przegląda się w kreskach asfaltu.
Górą i po bokach płynęły zielenie,
ogryzek słońca odgryzał się zza wierzb.
Ruszyliśmy i po kwadransie
wieloryb jeziora oddychał z trudem,
zaryty w piach u naszych stóp.
"Nie lubię myślników" - zagaił ktoś -
"Ich rozchełstanie zastąpiłbym najchętniej
pożywną mową prostolinijnych przecinków";
nie było chętnych do podjęcia wątku.
Tylko cienie pod brudną pończochą wody
oddawały się zabawie w ciepło-zimno,
małolaty na brzegu wrzeszczały
przed odprawą za granicę zmysłów.
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
1549 Czytań ·
|