Co rano to samo miejsce wystawione
na sprzedaż oczom:
złuszczona płetwa kamienicy
na brzegu nieruchomego morza ulic,
mężczyzna-ptak uprząta śmieci
z plaży chodnika zalegające
po nocnym przypływie jak martwe ryby,
nerwowy rój w zatoce bramy.
Na słupach króluje miłość:
"Droga diskdżokejko, córko dróżników,
numer telefonu do ciebie był trefny,
odezwij się, bo tęsknię! Krasnoludek z "Panoramy"".
A jednak język odwraca się od oczu tego miejsca.
Niewidzialna dłoń odpina kaburę
w trzcinach kominów, odbezpiecza spust.
Strażnik przygląda się zewsząd.
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
1444 Czytań ·
|