Szczecińskie Szpitale, o Wy, domy boleści,
Ileż się w waszych annałach Dantego mieści?!
Dziesiątki skromnych, niewinnych, wręcz świętych ludzi
Modlą się do Snu, chcą, żeby ból ich nie budził.
W salach na śmierć już chorych doszczętnie pocięci
W kamienną wieczność schodzą w lastryko zaklęci.
Wydarte żywym narządy, guzy, kończyny
Do ognia wpadają - odłamki ludzkiej gliny.
Dzieci nie narodzone, chciane i niechciane,
Bez imion ze zmarłymi bywają chowane.
Lecznice,w morzu nędzy i w świata brzydocie,
Odsłońcie wasze piękno - pomorski światłocień.
Na trzecim piętrze triumfalnie matki śpiewają,
Pod oknem zakochani ojcowie ćwierkają.
Niejeden zaprawiony i pod dobrą datą,
Dziecko pojmie-nie co dzień zostaje się Tatą.
W najdalszym kącie schorowana babcia leży,
Wnuczka karmi ją rosołem z przepiórek świeżych.
I bez ustanku trajkocze kliniska pleciuga
O leśniczówkach jak Polska szeroka i długa.
Brat przy wezgłowiu gasnącego anemika
Jeszcze mu dłoń ściska, jeszcze skroni dotyka.
Ostatni raz westchnął. Anioł-brat i obrońca
Przygarnął drogie szczątki i zabrał Ku Słońcu.
Tam, na wyraju, rodzice znowu czekali.
I mnóstwo bliskich, a wszyscy zdrowi i cali.
Nie zapomniała Mama o słodkich pierogach,
Prosili na obiad Miłosiernego Boga.
Dodane przez Bo Dy
dnia 02.06.2017 08:19 ˇ
0 Komentarzy ·
678 Czytań ·
|