Śniadanie. Parówka gotowana razem z folią, odrobina margaryny udającej masło, trzy kromki zeschniętego chleba, łyżka zupy mlecznej i liść sałaty. Kolacja - to samo, tyle, że bez zupy. Obiady wyglądają tak jakby ktoś już je wcześniej jadł, a ilość zmieściłaby się w garści. Sparta to przedszkole, tutaj, żeby chorować - trzeba mieć końskie zdrowie.
Jeść! Jeść!
Dostawili kolejnego po wypadku. Tłuścioszek, okrąglutki, pulchny, rumiany. Apetyczny.
- Dzień dobry, jak samopoczucie? A gdzie jest pana kolega?
- Uciekł.
- Jak to uciekł?! W gipsie? Którędy? Gdzie?
- Przez okno, widziałem.
- Trzecie piętro, niemożliwe - Grażyna, powiadom ochronę! Następny nawiał.
- Dzień dobry, wstajemy, śniadanie.
- Nie, dziękuję, nie jestem głodny.
Dla ofiary chirurgów największą zaletą jest cisza. Zbawienna, lecznicza, kojąca. Czasami przerywana bzyczeniem silniczka do zmiany pozycji szpitalnego łóżka, albo pikaniem pilota przywołującego pielęgniarkę.
W dwuosobowej sali, za dnia, znośny jest cichutko grający telewizor, czy radio. Ale noc - to świętość, wspierana komunią nasennej tabletki.
Przywieźli nowego. W pierwszej dobie zbezcześcił, splugawił ciszę charkaniem, chrapaniem, jęczeniem i bulgotaniem. Na szczęście kule mają regulację długości. Ta rozsunięta sięgnęła grdyki sąsiada. Trzeba było się tylko zaprzeć i docisnąć. Szamotał się kilka sekund, próbował nawet zawezwać pilotem pomoc - bezczelny! Drugą kulą przetrąciłem mu dłoń.
Może zadzwonię po siostrę. Później. Na razie delektuję się ciszą.
Dodane przez pan_ruina
dnia 12.05.2017 22:41 ˇ
13 Komentarzy ·
741 Czytań ·
|