Senna opowieść jest wyrokiem
za lata puste jak: wazony,
kryształy w których rok za rokiem
przybywa tylko szkieł stłuczonych:
I się zapytał mnie Mefisto:
Kimże Ty jesteś, gór przybyszu ?
Słowem - sylabą chwil najczystszą,
adresem listu, dzwonów ciszą;
Płonące słowa, ciepłe słowa
wtulone we mnie aksamitem.
O słowa wsparty na trzech nogach
wyruszam spotkać świt przed świtem.
Wędrowiec ze mnie niedosłowny,
bo taka ludzka jest natura,
że każdy słowa człowiek godny -
- nawet gdy słowo mówi: bzdura.
Prochem i Nietzschem mogę zostać,
jeśli wybaczą mi sylaby,
że gołosłowny Dyftong sprostać
odważył trudom się wyprawy.
Przez mokrą rzekę będę dalej
kontynuował i się cofał
do tyłu, a Ty, Słowo, szalej
nim samo w sobie się zakochasz.
Miłością płonę niespożytą,
bo serce słowem się zrodziło.
Sam słowem jestem, choćbym przysiągł,
Że być człowiekiem się nie śniło;
Trzeźwość jest za to potępieniem
za dźwięczność ludzkich samogłosek,
choć każda innym jest imieniem-
- łączą się w słowa z Mówcą Losem.
Dodane przez Jan Izydor S
dnia 29.07.2007 16:00 ˇ
8 Komentarzy ·
739 Czytań ·
|