Mimo letargu policzków chcesz dotykać,
bez pomocniczych świateł i ostrzeżeń
przed naturalną śmiercią i końcem rodnych dni.
To jak radosny przymus brzydzić się
zapomnianą obawą warkocza
zaplecionego skoro świt,
gdy immunologia zabija snem
moje wczorajsze pijaństwo.
Stworzyłem nieustającą północ.
Dochodzisz do siebie zmartwychwstała
trzecią dobą, w koronkowym kołnierzyku
o zapachu rumianku, by po spaleniu papierosa
ułożyć ją wśród poprzednich, równie cierpliwych.
Na niby i choćby podświadomie
dojrzewają nowe niewinne imiona
w twoim czarnym kalendarzyku.
Dodane przez oskari valtteri
dnia 13.01.2016 06:04 ˇ
7 Komentarzy ·
585 Czytań ·
|