Worek pełen milowych kamieni
obnosiłem po skrzyżowaniach dróg,
krajobrazy wrastały w głąb siebie
tworząc miraże siedmiu wzgórz.
Będąc bezimiennym siałem dzwięk
na ugorze piaszczystego pola,
porą żniw sparszałe kłosy kładłem
pod nogi pijanych Orfeuszów.
Ziemia obiecana zbyt małą była,
by uchronić ślad stóp. Pieśń liści
zbudziła uśpiony wiatr, wyschnięte
źródło zwilżyło spierzchnięte wargi
goryczą pragnienia.
Pod drzewem pogrzebałem pamięć,
by nazajutrz rozkwitła zapowiedzią.
Szarańcza pożarła liście, niebyłe kwiaty
wydały puste płody. Słoneczny skwar
położył się horyzontem cienia, krok
za krokiem przemierzałem krzywą
trajektorię straconego czasu.
Pozbawiony pamięci byłem niemową,
w pustkę wyciągałem rozwarte na wskroś
dłonie, ja skarabeusz toczący bryłę
wspomnienia w brzemienność
kolejnego dnia.
Dodane przez Magrygał
dnia 13.12.2015 23:18 ˇ
12 Komentarzy ·
794 Czytań ·
|