Spływałeś wytęsknionym deszczem
po wyschniętemu obliczu śmierci,
ile razy nie prosiłem o kroplę wody
z trzewi wyczekanego obłoku,
przekląłem Ciebie w imię Pana i Księżyca,
w czterech żywiołach zakląłem istnienie,
błagałeś: cofnij,lecz wiedziałeś przecież
że słów rzuconych na wiatr nie zabiorę
z powrotem,
i teraz płynę w krwi twojej skrytym nurcie,
podziemne rzeki toczą swe głębokie koryta,
stalaktyt za stalaktytem, sól spływa ciężkim
kryształem przeznaczenia,
w labiryncie wspomnień zatoczysz półkole,
symfonią imienia zabrzmią puste sale,
wytoczę kamień spod ciężaru twego,
skarabeusz toczyć go będzie do bramy
istnienia,
poduszkę z pierza przywrę do twej twarzy
w uścisku, za którym wieczność podąży
po trajektorii niewypowiedzianych słów,
tylko krzyk mandragory wyznaczy rzeczy
pierwszych nieznane imiona.
Dodane przez Magrygał
dnia 17.08.2015 22:39 ˇ
4 Komentarzy ·
644 Czytań ·
|