Zszyty na miarę, wypchany gałgankami z dzieciństwa,
podartą skarpetą, kłębkiem wełny, posiekaną słomą,
z twarzą wypaloną w glinie na podobieństwo moje,
rośniesz w siłę tkliwie karmiony mlekiem i krwią,
nazywasz kontynenty imionami nowymi,
w upodobaniu do fado komponujesz pieśni,
wybaczę Ci swąd stosów i holokaustu gazowe kamery,
jęk umierających i modlitwy wznoszone do Ciebie głuchego,
twórz nowe wszechświaty, konstelacje papilarnych linii,
gdy ja w osamotnieniu wznosić będę mszalnej komunii pijany tost,
jaki śmieszny jesteś w swych staraniach, by uczynić ze mnie człowieka,
jeszcze rok, jeszcze dzień, a zanurzę się w zdroju
niebytu, podążysz za mną, mrucząc pod nosem
imiona upadłych aniołów, w barze na rogu
z upodobaniem palących tanią marychę.
Dodane przez Magrygał
dnia 11.08.2015 20:47 ˇ
10 Komentarzy ·
674 Czytań ·
|