Bursztynową, chłodną, krasomówczą strugą
drażniło podniebienie subtelną goryczką.
Wpływało do głowy znieczulając wszystko.
A moje
pod stołem niecierpliwe nogi
czubkami obuwia prosiły o parkiet.
Oparłam o ciebie spojrzenie.
Lecz wzrok twój zastygły, jak z woskowych figur
wielbił, kokietował, odurzał, urzekał,
a w nim
obietnica, błaganie, pragnienie
wypływało z ciebie gwałtownym strumieniem.
Nie na mnie!
Nie na mnie, niestety,
lecz na twarz stojącej za barem kobiety.
I spadłam gwałtownie na ziemię.
Bo ona,
nie takie znów dziwo,
przewagę nade mną w tym miała,
że wciąż dostarczała ci piwo.
Dodane przez Zorza
dnia 17.07.2007 15:37 ˇ
7 Komentarzy ·
816 Czytań ·
|