dopadło mnie lato w głębokim śnie, o północy czytałem Johna; wtedy
gdy jedliśmy fasolkę za 38p, sałatkę cole sław i zasypialiśmy
szybko, jak zesztywniałe kury po całonocnym dziobaniu. byłem
jak tamta rudera na costin street, byłem tobą i wszystko było ok.
ale muszę w zupełnej ciemności przeprowadzić nadzwyczaj
subtelne operacje na mojej głowie, włóknach myślników - wierszach?
gadaliśmy głównie o sobie i o tym, że trzeba wymienić firanki -
najlepiej niech mama przyśle w paczce razem z fajkami.
nie wymyślimy języka, żadnych nowych pozycji, sex był kropką nad ż.
błyszczał lampion ognia, miasto gniewnie wtapiało się
w powłoczkę lądu. pamiętam każdą sekundę na falochronie
łóżka. i jak mam teraz wydobyć z pamięci zużytą scenografię?
okazało się, że nasz świat miał pięć wymiarów -
trzeba było naciągać fakty, kręcić podbiegunowe kółka. i ta choroba
była jak jazz w klubie na bocznej uliczce, i rozprzestrzeniała się;
pomyśl z tej perspektywy byliśmy bez wyjścia.
Dodane przez kyo
dnia 17.07.2007 09:17 ˇ
6 Komentarzy ·
979 Czytań ·
|