Choć nie święta, a Maria, nie w pantoflach, lecz boso.
Nie w południe, lecz rano i nie latem, a wiosną.
A my przy niej, nie za nią, takie małe jezuski,
nie królową, a panią uczyliśmy się mówić.
Uczyliśmy się słuchać, nie uszami, a sercem.
Naraz wstawać z upadków, klękać na dwa, w podzięce.
We trzech myśleć o czwartym, który tonął jak kamień.
Na pięć otwierać ręce, nie zamykać na amen.
Nie najświętsza wśród kobiet, nie Maryja, lecz mama.
Z kręgosłupem człowieka twardym żebrem Adama.
Nie modlitwą, choć słowem, nie farbami, a węglem
malowała swój obraz takiej, szarej, codziennej.
Dodane przez kozienski8
dnia 23.12.2014 13:36 ˇ
13 Komentarzy ·
1512 Czytań ·
|